Od redakcji: Felieton Pawła opublikowany na Facebooku po jego wystąpieniu na relacji live w spotkaniu z profesorem Roman Leppert i Pan Belfer - nauczyciel z Internetów.
Bez sylwetki nauczyciela, nie ma sylwetki ucznia, powiedziałem wczoraj odnośnie zapowiadanej reformy oświaty. - Dla mnie (i podejrzewam, że dla innych podobnie), nasz Paweł Lęcki jest dla naszej edukacji polskiej, tym, kim Snowden był dla bezpieczeństwa najpierw w USA, a potem na całym świecie. Paweł ma niesamowitą umiejętność przekazywania ciężkich tematów w sposób taki, że mi szczęka opada, ktoś napisał w komentarzu, a ja dopiero się obudziłem.
Koszty emocjonalne rozmowy z profesorem Roman Leppert i Pan Belfer - nauczyciel z Internetów są ogromne. Zjadłem bułkę, piję kawę.
Gdy ktoś oglądał mnie tylko na ekranie, to może odnieść wrażenie, że jestem pewny siebie, nie przejmuję się jakoś szczególnie hierarchią, mogę swobodnie krytykować każde Ministerstwo Edukacji za indolencję intelektualną. Dyrektor Jarosław Pytlak twierdzi, że powinienem teraz napisać jakiś manifest, który rozniesie się bardziej niż rozmowa, a ja nie mam na to przestrzeni, nie liczę na zasięgi moich spostrzeżeń ze świata lęku i stresu. Czytam, że kogoś wczorajsza dyskusja wbiła w fotel i że przejdzie do historii, a ja nie czuję się historyczny.
Chciałbym, żeby to, co na temat mobbingu w CKE, który stosowała Wioletta Kozak oraz wszystkich innych problemów z systemem egzaminacyjnym, które wynikają z obecności wiecznego Marcina Smolika - o czym pisał niedawno Przemysław Wilczyński na łamach Tygodnika Powszechnego, żeby to, co pisali Dealerzy Wiedzy odnośnie sytuacji, w której to emeryci lub prawie emeryci ratują ciało pedagogiczne przed kompletną zapaścią - żeby to było słyszalne. Jednocześnie zastanawiam się, ile razy mogę powiedzieć coś na temat złej rekrutacji do szkół średnich, absurdzie złych kryteriów oceniania na maturze z języka polskiego, o fałszywych wynikach, o kłamstwach wiecznego Marcina Smolika, o braku jakiejkolwiek dyskusji na temat systemowego tutoringu (który dla mnie pozostanie jednym z najpiękniejszych wspomnień z opuszczonej szkoły), o braku pomysłów na systemowe zmniejszenie liczby uczniów w klasach, żeby mądrze wykorzystać nadchodzący niż demograficzny, o - nawet nie jestem w stanie już tego wszystkiego wymienić.
Nie, sukcesem rządu nie jest zniesienie prac domowych i jedna godzina religii od 2025 roku.
Nie, sukcesem Ministerstwa Edukacji nie jest przesuwanie terminów ogłoszenia odchudzonych podstaw programowych.
To jest żenujące. Wypowiedzi Katarzyny Lubnauer i Barbary Nowackiej uwłaczają mojej - dość przeciętnej - inteligencji. Chciałbym jednak przypomnieć - Katarzyna Lubnauer ogłosiła jakiś czas temu, że między innymi Wioletta Kozak i wieczny Marcin Smolik to są eksperci najlepsi z najlepszych.
Gdy był Przemysław Czarnek, to mieliśmy konkretnego przeciwnika politycznego. Obecnie mamy nieudolne ministerstwo z naszej bańki. Mamy Joannę Muchę, która zamiast pójść na debatę edukacyjną w Krakowie, idzie do parku. Mamy uśmiechniętych kuratorów oświaty, z których niektórzy twierdzą, że my, nauczyciele, nawet nie wiemy, że nie wiemy, jak oceniać uczniów.
Uśmiechnięte kuratoria oświaty nie potrafiły nawet stworzyć lepszego harmonogramu złej rekrutacji do szkół średnich. Dlaczego? Bo się na tym nie znają. Czy ktoś mówi o stworzeniu jednolitego systemu elektronicznej informacji o uczniu?
Nie. Nadal będziemy przepisywali oceny i wyniki egzaminów z jednego systemu do drugiego. Ręcznie. W XXI wieku.
Powinienem zrobić przegląd wydarzeń. Opisać, co dalej w ramach rządów koalicji, która nie potrafi się porozumieć. Nakreślić skalę przestępstw organizacji przestępczej, czyli Zjednoczonej Prawicy. Wskazać na to, że nie mamy już poglądów na temat sytuacji na granicy polsko-białoruskiej, a po prostu powtarzamy komunikaty. Odnieść się do wojny w Ukrainie i Strefie Gazy. Donieść o małych wielkich apokalipsach.
Nie wiem, jak mam to zrobić. Wydatek energetyczny z wczoraj nie pozwala mi na ruch. Gdy jesteś zamknięty w sobie, w swoich strachach i lękach, w apogeum stresu, a to apogeum trwa cały czas, to gdy nawet wyrzucisz z siebie to wszystko, co myślisz - to nie jest ci lepiej. W zasadzie czujesz się jeszcze gorzej, bo wiesz, że twoje słowa tak naprawdę nie mają żadnego znaczenia, za pięć minut wszyscy o tym zapomną.
Ile razy mogę powiedzieć o chamstwie niektórych aktywistów edukacyjnych, którzy uważają, że tytuł doktora daje im prawo do lekceważenia magistrów? Ile razy mogę zwrócić uwagę, że nie wszyscy młodzi ludzie czują się źle i chcą umrzeć, że budujemy fałszywy obraz uczniów, że wpędzamy ich w brak poczucia sprawczości, że udajemy, iż nie istnieje coś takiego jak lenistwo (Janek Jackowicz-Korczyński ukuł taki termin - chodziki, czyli młodzi, którzy są w szkole, ale tak naprawdę ich nie ma, mają wszystko w dupie, również te słynne relacje - Janek też odchodzi ze szkoły), że jednocześnie zmuszamy młodych i siebie do nieustannej kreatywności?
Jak mam wyjaśnić, że jutro jest mój ostatni koniec roku szkolnego i jednocześnie czuję przerażenie i euforię, gdyż nie wiem, czy sobie poradzę poza szkołą, ale w tym samym czasie jestem zachwycony, że nie będę musiał we wrześniu tam iść i udawać, zmuszać się do absurdalnych czynności?
Ile razy mogę zwrócić uwagę, że dwa obiegi polskiej edukacji, kursy i korepetycje, to klęska polskiej oświaty?
Jak mam wyjaśnić, że rozliczani z wyników egzaminacyjnych są nie tylko uczniowie, ale również nauczyciele?
Gdy w lipcu przyjdą wyniki matur, kolejny raz porzygam się ze stresu, choć już w zasadzie nie jestem nauczycielem. Powinienem opisać klęski żywiołowe, dokonać analizy sytuacji geopolitycznej, powinienem zrobić tak dużo, gdyż nieustannie ktoś czegoś ode mnie oczekuje, a ja nie potrafię spełnić tych wszystkich oczekiwań.
Boję się, jestem strasznie zmęczony, nie wiem, jak znaleźć słowa kluczowe, jak nie popełnić błędów kardynalnych.
Gdybym był młodszy, nie miał dwudziestu lat pracy za sobą, to poszedłbym na wiec Donalda Tuska i może wtedy zostałbym zauważony. Na marsze chodziłem, ale to nic nie dało.
- Mówimy o złym samopoczuciu nauczycieli, o wypaleniu, o poczuciu bezsensu, braku poczucia wartości, które społecznie jest w nas wpisane i wrzucane - i to również ze strony naszego środowiska, bo jako nasze środowisko rozumiem również środowisko akademickie. Jeśli nie będzie systemowej pracy nad wypaleniem zawodowym nauczycieli, nad dobrostanem nauczycieli, nad poczuciem sensowności naszej pracy - to będzie oznaczało, że nie dbamy o społeczeństwo. Jeśli nie będzie świadomości tego procesu, który istnieje, nie będzie świadomości, jak dużo jest w nas tego zmęczenia i tej niemożności działania... i o to się nie będzie dbało, żeby było lepiej - o ten dobrostan nasz jako ciała pegagogicznego - to nie widzę dobrej przyszłości polskiej edukacji. I to niezależnie od tego, jaką reformę się wymyśli, co Instytut Badań Edukacyjnych stworzy w absurdalnie krótkim czasie, jaką sylwetkę absolwenta wymyśli, skoro nie mamy wymyślonej sylwetki nauczyciela.
A bez sylwetki nauczyciela nie ma sylwetki ucznia, cytuje mnie Protest z Wykrzyknikiem. Pisze o rozmowie w Akademickie zacisze NIE dla chaosu w szkole.
To wszystko nic nie zmieni, jeśli my, nauczyciele, my, obywatele nie zrozumiemy, że edukacja jest najważniejsza na świecie. I w końcu nie zaczniemy o nią realnie dbać. Mam na myśli przede wszystkim edukację publiczną, gdyż dbałość o nią jest miarą dojrzałości społecznej.
Jestem zwykłym nauczycielem. Być może wystarczająco dobrym, w zasadzie przeciętnym. Nie znikają z edukacji najlepsi, znikają nauczyciele bardzo różni.
Zapominamy o edukacji technicznej, o szkołach zawodowych, zapominamy o nauczycielach przedszkoli, a żłobki nawet nie podlegają pod Ministerstwo Edukacji, więc nie istnieją.
Nie mogłem znieść tej bezsilności, która towarzyszy mi od dłuższego czasu.
Moi uczniowie zapytali mnie, czy to ich wina, że odchodzę. Nie, powiedziałem. To nasza wina, że nie zwracamy uwagi na dramatyczny kryzys umiejętności posługiwania się w miarę poprawnym językiem polskim, że nie potrafimy mówić odważnie o przemocy rówieśniczej, że nie wiemy, jak z młodymi rozmawiać nie robiąc z nich idiotów, że bredzimy na temat tego, że każde wymagania są przemocą, że udajemy, że uratuje ich mityczna armia psychologów, że nie potrafimy stworzyć mądrego bilansu edukacyjnego, ale za to czcimy narodowo źle skonstruowane egzaminy wiecznego Marcina Smolika.
Gdy próbowaliśmy na to zwrócić uwagę z Ola Korczak, Dariusz Martynowicz, Wojciech Rzehak, Marcin Dzierżawski, to nawet wyszła z tego petycja, którą podpisało ponad trzydzieści tysięcy osób. Nic to nie zmieniło. Zmowa milczenia wokół CKE jest dla mnie tak przytłaczająca, że to aż strach.
Powinienem jeszcze coś napisać na temat pomysłu, żeby kuratorzy oświaty sprawdzali, dlaczego szkoły źle sobie radzą z egzaminem ósmoklasisty, szczególnie szkoły specjalne.
Powinienem się wypowiedzieć na temat absurdalnej sytuacji dyrektorów szkół, którzy znajdują się w rozkroku oświatowym i zarabiają śmieszne pieniądze.
Tak, powinienem też napisać na temat zła, które generujemy jako ciało pedagogiczne, ale poznałem tylu wspaniałych zwykłych nauczycieli, rzemieślników edukacji, że zostawię pisanie o naszych błędach innym, którzy lubią się podniecać tym, że komuś z nas dopierdolili.
Był nauczyciel, nie ma nauczyciela.
To być może mój największy błąd w życiu, ale nie potrafię go nie popełnić. Jest tylu przekonanych o swojej zajebistości aktywistów edukacyjnych, którzy na pewno naprawią edukację, że ja mogę po prostu zniknąć. Ja składam się z wątpliwości, które mnie zniszczyły. W jakiś sposób zniszczyła mnie szkoła, doprowadziła do całkowitego wypalenia.
W tej chwili czuję się tak, jakby mnie nie było. Przepraszam, że nie jestem rolką na TikToku. Gdybym był, to wszystko byłoby lepiej, a na pewno szybciej.
za: https://www.facebook.com/pawel.lecki79/ (dostęp z dnia 24 czerwca 2024 r.)
Podkreślenia od redakcji. W felietonie wykorzystano również ilustrację autora ze źródła linku powyżej.