Pianino

Pianino

Dom, który zakupiła Lady Rochelle, był naprawdę piękny. Posiadłość otaczał wielki ogród, a sam budynek przypominał bardziej pałac niż dom. Gdy Lady wysiadła z powozu ze swoją córką, aż odebrało jej dech i myślała, że zemdleje ze szczęścia, ale nie uczyniła tego przy stangrecie. Wyciągnęła więc wachlarz i omiotła wzrokiem front domu, przywodzący na myśl późny barok.

- Nieprawdaż, że tu pięknie? - zapytała swojej córki imieniem Elinor.

- Zaiste. - odrzekła Elinor i obie udały się do środka. W posiadłości już od jakiegoś czasu przebywała służba, która zajęła się przygotowaniem domu na przyjazd pań Rochelle. Lady zaszeleściła sukniami na schodach i udała się ze swoją córką na zwiedzanie nowej rezydencji. Sufity były pokryte freskami przedstawiającymi podniosłe sceny religijne i mitologiczne, które otaczały ramy z misternie rzeźbionych liści akantu. Lady Rochelle udała się ze swoją córką do salonu, by tam opaść na obitą zamszem kanapę i uraczyć się herbatą. Jednak nim przekroczyły próg, Elinor dostrzegła w kącie salonu pianino.

- Ojej, mamo! - krzyknęła z radością.

- Ciszej, Elinor. - Lady Rochelle skarciła ją za tak nietaktowne zachowanie. Lecz Elinor nie przejęła się tym i natychmiast pobiegła do pianina. Zawsze o takim marzyła i tak bardzo chciała teraz na nim zagrać! Podwinęła sukienkę i usiadła na stołku, podniosła klapę pianina i… zamarła.

Widok był wprost obrzydliwy, Elinor nie chciała nawet dotknąć instrumentu. Klawisze były żółte i wyszczerbione, niektórych brakowało, a inne były do połowy ukruszone. Te, które się ostały, były pokryte plamami i wgryzionym w nie kurzem. Wyglądały jak zepsute zęby, tak bardzo odrażające, że Elinor nie mogła nawet na nie patrzeć.

- Mamo… - jęknęła.

- Wiem córuś, ale służba się tym zajmie. Zaprosiłam pewnego młodzieńca, który zna się na pianinach. Z pewnością sprawi, że i to będzie wyglądać wyśmienicie na przyjęciu.

- Będę mogła już wtedy na nim grać?

- Oczywiście. - uśmiechnęła się wyrozumiale Lady Rochelle.

I rzeczywiście już nazajutrz do ich domu przybył ów młodzieniec od pianin. Miał ze sobą ogromny kufer z narzędziami i był ubrany po chłopsku w kamizelkę, długie spodnie i trzewiki z cholewami. Lady Rochelle nie przepadała za mieszczanami, ponieważ wydawali się jej grubiańscy, ale ten wyjątkowo przypadł jej do gustu. Zaprosiła go do salonu i zaproponowała herbatę, a w międzyczasie przedstawiła mu swoja córkę Elinor. Elinor, pamiętając o dobrym wychowaniu, wyciągnęła do niego rękę, którą ten ucałował. Elinor spojrzała w jego niebieskie oczy i pomyślała, że to musi być naprawdę miły młodzieniec. Przyjrzała mu się uważnie, a potem przysiadła z książką w fotelu, aby dotrzymać gościowi towarzystwa. Mieszczanie byli dla niej interesujący, choć brakowało im manier i dobrego wychowania.

Ten tutaj od razu zabrał się do pracy. Otworzył swój ogromny kufer, wyjął z niego parę narzędzi, a potem przeszedł do wnikliwych oględzin pianina. Najpierw oglądał je z zewnątrz, przesuwając palcami po drewnie, a potem otworzył klapę.

I zobaczył te wstrętne klawisze. Elinor zerknęła w stronę mieszczanina ponad książką i wzdrygnęła się na widok pianina, które ponownie napełniło ją odrazą.

- Czy da się coś zrobić z tymi klawiszami? - zapytała Lady Rochelle, która ponownie zjawiła się w salonie w towarzystwie służby niosącej herbatę.

- Oczywiście. - odpowiedział w skupieniu mieszczanin. - Mogę je wyczyścić i oszlifować, ale to zajmie kilka dni, a pani wspominała coś o jakimś przyjęciu.

- Tak! - wykrzyknęła zafrasowana Lady Rochelle i przysiadła z rozpaczy na szezlongu. - Goście nie mogą zobaczyć tego pianina w takim stanie! Poza tym obiecałam im, że Eli zagra dla nich Mozarta. Tak się cieszyłaś, prawda?

Elinor pokiwała głową.

- Czy naprawdę nie ma pan żadnej innej rady na te klawisze? - Lady Rochelle ponownie zwróciła się do mieszczanina, wachlując się zawzięcie wachlarzem, póki służba nie podała jej herbaty.

- Mogę je całkowicie odrestaurować. To nie zajmie mi zbyt wiele czasu.

- Ależ, ile to będzie kosztować? - zapytała znowuż Lady Rochelle.

- Niewiele. Klawisze pianin w środku są drewniane, zdejmuje się tylko zużyte nakładki i… wymienia. - wytłumaczył szybko mieszczanin, skrobiąc nerwowo paznokciami klawisze pianina.

- Mógłby pan to zrobić? - ożywiła się Elinor.

- Jasne, już nie pierwszy raz wymieniam klawisze. - zapewnił.

Kolejnego dnia o poranku mieszczanin ponownie przybył do ich domu, ale tym razem z dwoma kuframi. Rozłożył się z narzędziami w salonie i od razu zabrał się za pracę. Elinor ponownie usiadła w fotelu i obserwowała z zaintrygowaniem mieszczanina, od czasu do czasu dla niepoznaki przewracając kartki w książce.

Młodzieniec tymczasem ostrożnie rozkręcił obudowę klawiatury i zajął się wymianą klawiszy. Gdy zapytał Elinor o dom, ta chętnie odpowiedziała i zaczęli rozmawiać. Wskazówki na wielkim, hebanowym zegarze pod ścianą pokazały piątą po południu, gdy mieszczanin wymienił już prawie wszystkie klawisze.

Lady Rochelle raz na jakiś czas zaglądała do salonu, ale jej córka doskonale bawiła się w towarzystwie mieszczanina, zupełnie zapominając nawet o przewracaniu kartek w swojej książce, dlatego Lady postanowiła nie przeszkadzać młodym w rozmowie.

Przerwała im dopiero, gdy wybiła szósta - wtedy usłyszała dźwięki pianina dochodzące z salonu. Kiedy tam weszła, młodzieniec siedział zasłuchany na szezlongu, a Elinor grała symfonię Mozarta na białych, lśniących klawiszach. Lady Rochelle serdecznie podziękowała mieszczaninowi i dała mu hojną zapłatę, którą przyjął z ogromną wdzięcznością. Ucałował z namaszczeniem rękę Lady Rochelle, a potem Elinor, znów zerkając na nią swoimi niebieskimi oczami. Obie szlachcianki zdążyły go nawet polubić i z żalem pożegnały go, gdy odjechał spod ich domu karetą. W taki oto sposób, po wizycie młodzieńca nie został żaden ślad - mieszczanin zabrał ze sobą nawet stare, zniszczone klawisze pianina, by Lady Rochelle i jej córka nie musiały się już nimi trapić.

Nazajutrz w rezydencji pań Rochelle odbył się wspaniały bankiet. Z okolicy zjechali się wszyscy baronowie wraz z żonami, a także wszelacy dostojnicy szlacheccy i zamożni krewni Lady. Elinor zagrała Mozarta na nowym pianinie, a Lady westchnęła nad swoim szczęściem, że znalazła tak wspaniałego człowieka, jakim był mieszczanin.

Gdy Elinor zakończyła swój popis i wstała od pianina, pewien dystyngowany baron podszedł do instrumentu, by przyjrzeć mu się z bliska. Z zaintrygowaniem typowym dla znawców antyków, jakim był owy baron, pogładził złotą tabliczkę na zamkniętej klapie.

- Johannes Müller. - przeczytał na głos, gdy obok niego pojawiła się Lady Rochelle. - To najlepsze pianina. Cenny nabytek. - pokiwał z uznaniem głową. Otworzył klapę i przetarł dłonią nieskazitelnie białe klawisze.

Zaraz jednak zmarszczył swoje krzaczaste brwi.

- Wszystko w porządku? - zapytała zatroskana Lady Rochelle.

- Pianina Müllera są zwykle dość wiekowe... - rzekł zamyślony baron.

- Oh, to pianino z pewnością widziało już bardzo wiele!

W tym momencie do Lady podeszła Elinor i wyszeptała jej na ucho coś na temat eleganckiego hrabi, który znajdował się na drugim końcu salonu. Lady pokiwała głową i przeprosiła barona, po czym podążyła za swoją córką, znikając w barwnym tłumie sukien, fraków i kapeluszy.

Baron tymczasem otrząsnął się z rozmyślań. Poprawił na nosie swoje binokle i zamknął klapę instrumentu. Zdawało mu się, że pianina Müllera pochodziły z zamierzchłych czasów, kiedy klawisze wytwarzano jeszcze z prawdziwej kości słoniowej, wiele wartej na rynku antyków. Szybko jednak rozgonił te myśli i również dołączył do tłumu wytwornej szlachty.

 

redaktor prowadząca: Aleksandra Pliszka


 

Ilustracja została wygenerowana przez AI za pomocą sieciowej aplikacji: https://designer.microsoft.com/image-creator